Adam Zemełka: "Nim lęk odejdzie"


Mam jasne włosy i ciemne czoło
Wilgotne palce i suche usta
We mnie jest hałas a cisza w koło
Która mnie tylko po uszach muska
W żyłach mi dudni i mam brak czucia
Mrowią mnie stopy choć stoję w miejscu
Głowa paruje jak piec – od psucia
Truciznę sącząc przy drżącym sercu
Ruszać się mogę i nie mam duru
Cukier na równą wpisano skalę
Tylko czasami zwijam się z bólu
I lęk przed lękiem odczuwam stale
Nikt mnie nie kroił i nie cierpiałem
Na bronchit dżumę ani cholerę
Tylko za mocno czasem się bałem
Przestając swego być życia sterem
Upadam stokroć i wstaję rzadko
Pięściami waląc w zakrzepłą ziemię
Sen jest mi ojcem a cisza matką
Lecz ja kim jestem – zaiste nie wiem
Kpinę oblekam na drżące ciało
Za ucho wkładam rubaszne kwiecie
Bo być w połowie to żyć za mało
Na mego świata zgarbionym grzbiecie
Za żadnym lasem ani za wodą
Tylko w tutejszym stanąwszy rzędzie
Chciałbym raz jeszcze móc pobyć sobą
Nim świat odejdzie i lęk odejdzie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz